wtorek, 7 czerwca 2016

Romet Meteor nad Bałtykiem


Po zakończeniu renowacji i jazdach testowych w najbliższej okolicy, nadszedł w końcu moment, w którym Meteor wyruszył na prawdziwą wyprawę z Gdyni do Międzyzdrojów.


Po założeniu sakw na tylni i załadowaniu zapasu wody na przedni bagażnik, Meteor wyruszył na dworzec.
Akurat tak się złożyło, że transport na trasie Bielsko-Biała - Gdynia odbywał się w Pendolino i tutaj byc może przyda się wam kilka uwag praktycznych.



Jak widać w Pendolino miejsce przeznaczone na transport roweru współdzielone jest z półkami bagażowymi. Jeśli więc będziecie wsiadać na stacji pośredniej, możecie przeżyć małe rozczarowanie, gdy półki bagażowe będą już opuszczone i załadowane bagażami innych podróżnych. Realnym problemem jest niestety inny szczegół, otóż uchwyt na tylnie koło jest na tyle głęboki , że po wsadzeniu w niego niemałego przecież  27" koła Meteora, jego przerzutka została brutalnie zaatakowana przez metalowy pałąk uchwytu. Chwila nieuwagi i wasza podróż z Pendolino zamiast początkiem nowej przygody, stać się może jej końcem. Z konieczności Meteor zaparkował więc poza dolnym uchwytem i żałośnie kiwał się przez całą drogę do Gdyni. Kolejna uwaga dotyczy haka na przednie koło. 

Otóż na haku, na którym podróżował Meteor, ochronna osłona naciągnięta na hak była już tylko żałosnym jej wspomnieniem. Oczywiście jeśli macie aluminiowe koła nie powinno to stanowić większego problemu, jednak w przypadku chromowanych kół Meteora  był to kolejny powód do zmartwień. Jak więc widzicie, jeśli chodzi o transport retro roweru turystycznego to klasa premium jaką powinno reprezentować Pendolino, pozostawiała wiele do życzenia.
Wszystkie nasze przeżycia , łącznie ze spóźnieniem spowodowanym przez zaplanowany remont szlaku, o który oczywiście nikt nas wcześniej nie poinformował, spowodowały, że przemianowaliśmy Pendolino na Polandino ;-) .
Z Gdyni Meteor wyruszył w trasę. Już po upływie pół godziny dopadła nas burza z deszczem. Zaczęło się wyjmowanie z sak przeciwdeszczowych kurtek, które niestety towarzyszyło nam przez kolejne dwa dni.
(Meteor z "góralami" na leśnym popasie pomiędzy Piaśnicą a Kopalino )
Przez pierwsze dwa dni Meteor zaznał wszystkich możliwych nawierzchni z jakimi przyszło mu się zmagać przez kolejne osiem dni, począwszy od asfaltowych dróg, poprzez betonowe płyty na leśnych duktach skończywszy.
Czasami na trasie przejazdu Meteora pojawiały się nieoczekiwane spotkania z historią.

Trzeciego dnia wypogodziło się, wyszło Słońce i w Rusinowie Meteor mógł w końcu zapozować do zdjęcia na tle Bałtyku ;-)

I jeszcze jedno ;-) , pomimo dwóch deszczowych dni chromy lśnią tak, że aż oczy trzeba mrużyć :-) .


Jak widać na zdjęciu w piachu trakcja szosowych kół nie jest delikatnie rzecz mówiąc najlepsza. Efekt jest taki jakby zeszło powietrze z tylniego koła a równocześnie ktoś je trzymał . Niestety na plaży nic na to nie poradzicie. Na trasie pozostaje uważne lustrowanie drogi i wybieranie toru jazdy omijającego piaskowe pułapki - na ile to możliwe. Kolejna sprawa to sterowanie przednim kołem. Przez pierwsze dwa dni Meteor gniewnie reagował na twarde prowadzenie przez piaskowe pułapki, hardo rzucając kierownicą na obie strony, co zwykle kończyło nagłą zmianą kierunku jazdy i w efekcie rychłym zatrzymaniem. W końcu jednak osiągnęliśmy porozumienie. Dałem Meteorowi nieco luzu, na co odwdzięczył się "myszkowaniem" kierownicą na prawo i lewo, utrzymując jednak ogólny kierunek jazdy, dzięki czemu mogłem skupić się na dawkowaniu mocy w trakcie pokonywania piaskowych pułapek, dzięki czemu jazda leśnymi duktami w końcu zaczęła sprawiać nam przyjemność. 
Krajobrazy przewijały się nam wraz z nabijanymi kilometrami

a Meteor zaliczał kolejne punkty na trasie przejazdu :-)

(Meteor w Chłopach)

(Dźwirzyno - chyba)

gdzieś za Mrzeżynem
Pogorzelica
Rewal
Latarnia w Niechorzu, widok na latarnię wprost ze ścieżki rowerowej.

Niestety w końcu nadszedł ósmy i ostatni dzień wyprawy. Przed wjazdem na asfalt wiodący na dworzec w Międzyzdrojach, Meteor zapozował do ostatniego na tej wyprawie zdjęcia na tle Bałtyku.
(Łukecin - chyba)

Patrząc z perspektywy czasu na to jak Meteor dawał sobie radę w trakcie wyprawy, muszę powiedzieć, że obyło się bez większych niespodzianek. Na szosie był w swoim żywiole i taka jazda to czysta przyjemność. Nawet przeciwny wiatr nie stanowi tu większego problemu. Oczywiście poza asfaltowymi drogami z uwagi na koła dedykowane na szosę, było już mniej "różowo". Wszelakie ażurowe betonowe płyty (trzęsidupy), czy też grubsze szutry powodowały obniżenie komfortu jazdy. Najgorzej było w przypadku luźnego piachu. Pół biedy kiedy były to tylko "piaskowe pułapki",  jakich pełno na leśnych duktach, jednak w przypadku całego szlaku wykonanego z takiego typu materiału jakakolwiek jazda nie była już możliwa. Tylne koło obciążone sakwami po prostu tonęło  w piachu i  kontynuowanie jazdy nie było już możliwe. Na szczęście obyło się bez awarii sprzętowych. Meteor tylko raz zrzucił łańcuch poza ostatnią zębatkę wolnobiegu, ale na szczęści wystarczyła szybka regulacja przerzutki i znów był w formie.
Kilka słów na temat transportu wyposażenia turystycznego, wszak Meteor  został właśnie w tym celu zaprojektowany! Z uwagi na to, że w trakcie wyprawy Meteor spędzał nocne pod dachem, nie było konieczności wykorzystywania pełnych możliwości jakimi Meteor dysponuje. Z tego powodu przedni bagażnik wykorzystywany był do transportu zapasu wody w butelkach. Natomiast tylni bagażnik służył jako baza, do której przymocowane były dwie zakupione w Lidlu sakwy. 


Same sakwy okazały się całkiem pojemne , a każda z nich pomieściła po 5 kilo ekwipunku (przy max. dopuszczalnych 8 kilo).
W trakcie jazdy wyszły jednak pewne mankamenty związane z trwałością mocowania sakw do bagażnika.

Jak widać na zdjęciu powyżej, sakwa mocowana jest do górnej części bagażnika za pomocą dwóch elastycznych haków i rzepa natomiast w dolnej części znajduje się kolejny rzep , którym sakwa mocowana jest do wsporników bagażnika. Niestety spóźnione jazdy testowe ujawniły pewien mankament tego typu mocować. Przy podskokach na nierównościach, hak sakwy potrafił wyskoczyć z pręta bazowego bagażnika, co w konsekwencji doprowadzało do pochwycenia rogu sakwy przez szprychy koła. Szczerze mówiąc byłem przekonany , że sakwa pod prawdziwym obciążeniem nie będzie już wyskakiwać. Niestety byłem w błędzie i już wkrótce róg najpierw jednej, a potem drugiej sakwy nosił ślady bliskiego kontaktu ze szprychami. 

Po zastanowieniu się nad przyczyną tego problemu, doszedłem do wniosku, że ma on w głównej mierze swe źródło w konstrukcji samego bagażnika , a szczególnie jego pionowych wsporników. Jeśli porównamy kształt bagażnika zamontowanego na Meteorze z kształtem innych bagażników obecnie dedykowanych pod sakwy, zauważymy, że ten na Meteorze nie ma dodatkowego pręta wychodzącego w kierunku tyłu roweru, który zabezpiecza sakwy przed kontaktem z kołem. Wychodzi więc na to, że w przypadku bagażnika Meteora trzeba, albo zaopatrzyć się w sakwy o innym kształcie głównej komory albo dodać dodatkowy element do bagażnika albo założyć współczesny bagażnik.Nad wyborem jednej z tych opcji mam rok, a w trasie zmuszony byłem do usztywnienia od wewnątrz tylniej ściany sakwy przy pomocy butów, tak by jej róg nie podwijał się,  a same sakwy przy wykorzystywaniu uchwytów do przenoszenia i zapasowego rzepa bardziej trwale połączyłem z bagażnikiem. Problemy z mocowaniem sakw spowodowały , że konieczna była zmiana sposobu jazdy na bardziej płynny i omijanie - na ile to możliwe - omijanie tych fragmentów trasy, na których rower mógłby zbytnio podskakiwać.
Nie obyło się też bez drobnych poprawek lakierniczych , bo wracając z Katowic Meteor nieco ucierpiał w żelaznych chwytach bagażnika dachowego

Przy okazji zaleczone zostały też inne stare rany ;-)


 W tej chwili prezentuje się jak po pierwszym odmalowaniu :-)


1 komentarz:

  1. To jest świetny rower, pamiętam czas gdy nie było trasy R10, i jechałem nim w tych okolicach :) miałem prostą kiere i bagażnik przedni, to był turystyk który wypożyczało się ze szkoły na wycieczki :) dojechał wszę
    dzie

    OdpowiedzUsuń